23 listopada 2012
Tam gdzie żużel wyssano z mlekiem matek

Po 1932 roku, 80 lat temu, do Rybnika szerokim nurtem wjeżdżał dirt-track, czyli ściganie po luźnym „brudnym” trakcie, zamknięte w owal toru, co od tak niedawna porywało masy na Wyspach Brytyjskich, zwłaszcza po pokazowych występach chłopców z teamu Johna Hoskinsa, przybyłego do Anglii z Australii na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. Brytyjczycy pierwsi połknęli speedway-bakcyla, za nimi kontynentalna Europa, w tym niezwykle ochoczo Polska.

Niepodległa od 1918 roku Rzeczpospolita również w tym technicznym, tak jak i społecznym czy sportowym aspekcie okazała się integralną częścią Europy. Górny Śląsk natomiast, poprzez swoją specyfikę, wymieszanie narodowe (Polacy, Niemcy, Żydzi, Cyganie), a tym samym ożywione kontakty ze światem, nie pozostawał w tyle, lecz owszem, obok Wielkopolski i Pomorza, regionalnie w kraju wprost przodował.

Skąd wziął się fenomen żużlowego Rybnika, to pewnie tylko Bóg raczy wiedzieć. Im boleśniej upadały na Śląsku inne ośrodki motocyklowego wyczynu, tym mocniejszy był Rybnik, bo ku niemu zwracały się oczy pasjonatów ze śląskiej krainy. Teoria metanolu, czy jak kto woli pyłu żużlowego z węglowych pieców wyssanego z mlekiem matek okolic Rybnika wydaje się być najbliższa prawdy, jeśli nie... samą prawdą. Była wszak w pobliżu Huta Silesia na Paruszowcu i szereg kopalni: „Kwalowice” i „Blücher” – własność Donnersmarka, Rymer zwany „Siwką”, Ignacy inakszy zwany „Hoym-grubą”, czy radlińsko „Emma”. Żużel, z tego widać musiał być wszechobecny.

„Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Trzeba więc powiedzieć o pasji motocyklowej na tych ziemiach, sięgającej daleko w głąb przeszłości, zanim jeszcze o niepodległej Polsce mógł ktokolwiek realnie pomyśleć, na samym początku dwudziestego stulecia. Ślady pierwszego zorganizowanego klubu w pruskim wówczas Rybniku sięgają roku 1912. Mamy zatem nieoficjalne (za wyjątkiem ustnych przekazów, m.in. nieżyjącego od 2010 roku Ludwika Dragi, brakuje niestety niepodważalnych potwierdzeń tego faktu) stulecie.

Motocykle służyły do przemieszczania się ludzi i realizacji pasji sportowych, dla których dokonywano małych przeróbek w swoich maszynach, tam gdzie było to możliwe, a dawało skutek w postaci lepszych osiągów i dobrego wyniku. Przodowały marki Harley-Davidson, Ariel, Rudge, które swoim wyglądem czy dźwiękiem silników do dziś przyspieszają bicie serc. Niemcy mieli swoje DKW i NSU, służące do jazdy zarówno po torze, jak i do wyścigów na – rzadko wówczas utwardzonych publicznych szosach. Dopiero potem nastała era doskonałych brytyjskich JAP-ów z Tottenhamu, które położyły ostatecznie kres tzw. „maszynom przystosowanym” do wyścigów na żużlu (w Polsce dopiero długo po wojne).

W latach 30 wszystko było jasne, proste i do bólu uczciwe, gdy spogląda się na to z dzisiejszej perspektywy. Józef Draga, Rudolf Bogusławski i Zdzisław Bysiek – to nie jedyni, ale z pewnością najbardziej znani spośród pionierów motocyklowego szaleństwa w Rybniku. Zdzisław Bysiek to był popularny aptekarz, Rudolf Bogusławski i Józef Draga, rocznik 1900, wciągający potem do branży swoich dużo młodszych braci Henryka i Ludwika, to byli wzięci rybniccy mechanicy. Podobnie jak Ludwik Fajkis i Jan Sanecznik, których potomkowie do dziś kontynuują rodzinne tradycje w motoryzacyjnej branży. Autentyczni twórcy rybnickiego speedway’a byli ludźmi ogarniętymi pasją, a przy tym otwartymi na świat – wizjonerami.

Wszyscy oni znali języki, dbali o szeroki kontakt z zagranicą, tą jakże wtedy bliską, zza miedzy, jak niemieckie Gleiwitz, czeska Ostrava, ale też tą dalszą, jak Wiedeń, Paryż czy Londyn. To oni wzięli na siebie trud organizacji, tworzenia od podstaw struktur, ulepszania sprzętu, ale i bezpośredniego sportowego wyczynu. Nie byli rzecz jasna sami, był to zbiorowy wysiłek wielu ludzi, z władzami miejskimi sprzyjającymi inicjatywie. Oni odważnie stanęli na czele. Pewnie należałoby w tym miejscu dopisać tłustą czcionką jeszcze wiele innych, równie zasłużonych dla rozwoju rybnickiego żużla osób, warto również o nich pamiętać, mówić o nich i pisać. Może nie od razu na pomnik okazały, ale przynajmniej na skromną tablicę pamiątkową gdzieś na tym stadionie z pewnością owi pionierzy, podobnie jak wielcy mistrzowie lat późniejszych, zasłużyli.

Takie ośrodki pierwszych motocyklowych inicjacji jak Leszno, Bydgoszcz, Częstochowa i Wrocław – żeby ograniczyć się tylko do kilku, wśród których jedną z piękniejszych kart zapisał Rybnik, ze swej historycznie uzasadnionej natury są powołane do żarliwej obrony tradycji i pamięci o latach żużlowej chwały. Pełne emocji wyścigi odważnych ludzi na „motorach” porywały rybniczan od zawsze, a to zobowiązuje wszystkich dla kogo słowo Rybnik coś znaczy – do kontynuacji dzieła ojców i dziadków.

Stefan Smołka

PS: Na tych stronach klubowych postaram się od czasu do czasu krótko przypominać ludzi i zdarzenia związane z żużlem, o których nam rybniczanom zapominać się nie godzi.

 

powrót do listy

Partnerzy